Będący w kiepskim stanie zdrowotnym klon rosnący przy ul. Lwowskiej w Tarnowie stał się ostatnio „bohaterem” wielu publikacji medialnych. Z uwagi na jego stan i zagrożenie dla bezpieczeństwa drzewo zakwalifikowane zostało do wycięcia, natychmiast pojawiła się rzesza obrońców, którzy nie znając faktów i wyników ekspertyz rozpoczęli batalię o jego zachowanie. Drzewo zostało wycięte, ale problem na przyszłość pozostał.

O wycięcie sporych rozmiarów klonu rosnącego przy ul. Lwowskiej zwrócił się do Zarządu Dróg i Komunikacji w Tarnowie jeden z tarnowian, argumentował, iż drzewo ma bardzo zniszczony pień, próchnieje, istnieje realne niebezpieczeństwo, iż podczas jednej z coraz częstszych intensywnych wichur drzewo może się złamać i runąć na jezdnię.

Gdy drzewo zostało oznaczone jako przeznaczone do ewentualnego wycięcia pojawiło się mnóstwo jego obrońców, którzy nie znając faktów i wyników ekspertyz rozpoczęli batalię o jego zachowanie, angażując w to media i publikując dziesiątki wpisów w mediach społecznościowych, które w większości sprowadzić można do stwierdzenia, iż bezmyślni urzędnicy podejmują decyzje o wycinaniu drzew ot tak sobie, a powinniśmy je chronić, sadzić nowe itp. Z konkluzjami o ochronie i sadzeniu trudno się nie zgodzić, natomiast publiczne budowanie obrazu, iż miejscy urzędnicy (choć w tym przypadku nie chodziło akurat o miejskich, a wojewódzkich) biegają z piłami po mieście i tylko patrzą, które by tu drzewo wyciąć, nijak się ma do rzeczywistości. Ba: jest wręcz przeciwnie, bo bywa i tak, o czym już pisaliśmy w tym miejscu w informacji „Urzędnicy uratowali dąb” (https://tiny.pl/75l6j), że sprzeciwiają się chęciom mieszkańców do wycinania drzew i sprawy nawet trafiają do sądu.

W przypadku klonu, o którym mowa, stan drzewa potwierdziła wstępna wizja przeprowadzona przez pracowników ZDiK. Ponieważ instytucja ta nie może samodzielnie wycinać drzew, wystąpiono do Zespołu Parków Krajobrazowych z wnioskiem o dokonanie oględzin i podjęcie odpowiedniej decyzji. Stanowisko fachowców było jednoznaczne – drzewo jest w takim stanie, że może zagrozić bezpieczeństwu. „Klon srebrzysty o obwodzie pnia 250 cm – od podstawy pnia do wysokości 2 metrów pozbawiony kory. Posiada ubytki w podstawie pnia i w koronie. Ponadto posiada widoczne ślady żerowania owadów. Drzewo w złym stanie zdrowotnym, zamierające” – czytamy opinii dendrologicznej autorstwa pani Katarzyny Sojnowskiej, specjalistki z Zespołu Parków Krajobrazowych, którą poparte zostało uzasadnienie decyzji marszałka województwa o wycięciu drzewa. Uzasadnienie dodatkowo wskazywało na zagrożenie ludzi i mienia oraz zagrożenie bezpieczeństwu ruchu drogowego.

W miejsce wyciętego drzewa Zespół Parków Krajobrazowych zobowiązał ZDiK do nasadzenia przy ulicy Lwowskiej dwóch klonów pospolitych. Miejska firma zamierza jednak posadzić tam więcej drzew, aby stworzyły zielony szpaler. Stanie się to w porze corocznych nasadzeń – na przełomie października i listopada.

* * *

Sprawa ma kilka dość istotnych aspektów, ponieważ tego rodzaju sytuacje mogą się powtarzać. Pierwszy aspekt to rzetelność osób publikujących swoje przemyślenia – w wielu przypadkach są to emocje i zasłyszane informacje, które z faktami niewiele mają wspólnego, padają też oskarżenia różnego kalibru i wskazywani są winni. Ponieważ bywa, że tego rodzaju wpisy publikują również osoby uchodzące za publiczne, będące autorytetami w niektórych środowiskach, buduje to po prostu nieprawdziwy obraz sytuacji i podsyca emocje.

W tym konkretnym przypadku jako wzorcowy przykład zachowania fair może posłużyć wpis z Facebooka jednego z obrońców drzewa, p. Bogdana Lady: „Mieliśmy widok na to zielone drzewo i przykro jest, że już go nie ma. Zrobiłem, co mogłem. Zawiesiłem baner i powiadomiłem znajomych, aby do wycięcia nie dopuścić. Na chwilę się udało. Spotkałem się z urzędnikami (…) i otrzymałem informację, że drzewo jest chore i zagraża bezpieczeństwu. Pokazano mi miejsca zainfekowane przez owady i miejsca, gdzie sypało się próchno. Drzewo oddawało głos jakby było puste. Zgodziłem się, że nie wygląda to dobrze. Nie znam się na tym wiec pojechałem na miejsce już po wycince, sprawdzić stan pnia. Każdy może się przekonać, że niestety umierało od środka. Może by jeszcze postało i cieszyło swym zielonym pięknem i oczyszczało nam powietrze, ale kto weźmie na siebie odpowiedzialność, gdy zdarzy się wypadek po zaniechaniu wycinki?”

I tutaj pojawia się kolejny aspekt – bezpieczeństwo i odpowiedzialność. Również finansowa i nawet karna. Czy osoby, które za wszelką cenę chciały zachować chore i zagrażające bezpieczeństwu drzewo, wzięłyby na siebie odpowiedzialność w sytuacji, gdyby podczas kolejnej wichury drzewo się złamało i runęło wprost na jakiś samochód. Kto miałby ponieść koszty odszkodowania? Bo ubezpieczyciel z pewnością szukałby winnego. Czy zwróciłby się do przeciwników wycinki drzewa, czy raczej do instytucji, która sprawą powinna się zająć i drzewo usunąć, czyli w tym przypadku ZDiK? Każdy sąd przyznałby ubezpieczycielowi rację, a odszkodowanie zapłacilibyśmy de facto my wszyscy.

Lepiej nawet nie myśleć o tym, co byłoby, gdyby po takim upadku drzewa ucierpiał lub zginał człowiek… Jakie pytania zadałby prokurator, który przyjechałby na miejsce zdarzenia? Czyje to drzewo? Dlaczego nie zostało wycięte mimo decyzji administracyjnej? Kto podjął decyzję, aby nie wycinać?

I warto byłoby jeszcze znać odpowiedź na pytanie, na ile odsiadki skazana zostałaby osoba podejmująca decyzję o zachowanie obumierającego drzewa.